Styl Mony Lisy: Prawdziwa wartość starego mistrza
Odwiedź Luwr każdego dnia, a będziesz świadkiem bardzo osobliwego zjawiska kulturowego w europejskich galeriach Malarstwa. To tutaj, w pokoju 711, gromadzą się hordy gości, tak jak robią to od dziesięcioleci, aby stanąć przed jednym panelem: portret Lisy Gherardini, żony florenckiego handlarza suknem, znanej również jako Mona Lisa, Leonarda da Vinci. Wielu wydaje się oszołomionych, gdy zastanawiają się nad małym, ciemnym, 500-letnim obrazem zza drewnianej bariery, gdy są popychani przez setki tłumów. Pozostają przez kilka sekund, robią selfie, a potem idą dalej.
W pobliżu znajdują się arcydzieła Tycjana i Tintoretto. Tuż za rogiem jest nawet pięć innych obrazów Leonarda, niektóre lepsze niż Mona Lisa. Ale determinacja turystów, by oddać hołd tej pracy ponad wszystko inne, ma niewiele wspólnego z jej artystyczną wartością.
Dlaczego więc przyjeżdżają? Przede wszystkim dlatego, że jest ogromnie sławna. W 1911 roku portret został skradziony przez włoskiego nacjonalistę i przewieziony do Florencji, a jego wizerunek bez końca powielany w gazetach, aż do odzyskania go dwa lata później. Uśmiechnięta, enigmatyczna uwodzicielka została następnie sparodiowana przez Marcela Duchampa i surrealistów, przerobiona przez Andyego Warhola i przyjęta przez przemysł reklamowy; każda kolejna iteracja jej obrazu zwiększała jej rozgłos i napędzała kolejne zawłaszczenia – niekończącą się pętlę sprzężenia zwrotnego, która przekształciła ją z prostego obrazu w kulturowego mema dziesiątki lat przed internetem. Ostatnio pojawiła się w teledysku Beyoncé i Jay-Zs Apeshit, który został nakręcony w Luwrze i zaczyna się i kończy samotnie stojącą parą przed portretem Leonarda (w czasie prasy obejrzano ponad 111 milion razy na Youtube).
Sława Mona Lisy dała jej niemal transcendentalną moc. „Obraz jest dziełem pielgrzymkowym” – mówi Gail Dexter Lord, współzałożycielka firmy doradczej Lord Cultural Resources, która porównuje strumienie turystów przyciąganych do portretu Leonarda ze średniowiecznymi chrześcijanami, którzy przemierzali Europę, aby odwiedzić katedry z kościami , części ciała i ubrania świętych. Zrobili to, ponieważ wierzyli, że zobaczenie lub dotknięcie świętego przedmiotu zbliży ich do Boga, oczyści ich duszę, przyspieszy podróż do nieba lub wyleczy ich chorobę.
Czy zdają sobie z tego sprawę, czy nie, ludzie, którzy odwiedzają dziś Mona Lisę, są na współczesnej, artystycznej pielgrzymce. Sądzę, że samo zobaczenie obrazu „zapewni im jakiś kulturalny dorobek” – mówi Pan. „Mogą wrócić do domu i powiedzieć:„ Widziałem ją ”. Niewątpliwie ta wizyta ma duchowy wymiar”. Dla Pana podróż, aby zobaczyć obraz, jeśli nie rzeczywistość stania przed nim, może być zaspokojeniem podstawowej ludzkiej potrzeby quasi-świętego doświadczenia w czasie, gdy wiara powszechna została opanowana przez konsumpcjonizm.
Porównanie pielgrzymek pasuje idealnie. Tak jak relikwie były przechowywane w wyszukanych, czasem ozdobionych klejnotami pojemnikach, Mona Lisa jest jedynym obrazem w kolekcji około 6000 Luwru, który można umieścić we własnym relikwiarzu ochronnym – specjalnie skonstruowanym klimacie- kontrolowane pudełko, osadzone w betonie i otoczone kuloodpornym szkłem. I tak jak relikty wzbogacały średniowieczne katedry, Mona Lisa generuje dochody w Luwrze, zgodnie z własnymi zdumiewającymi obliczeniami muzeum.
W kwietniu liczby w raporcie przygotowanym przez muzeum dla Ministerstwa Kultury wyciekły do francuskiej prasy. Analiza miała na celu stanowcze obalenie sugestii wielokrotnie wysuwanych przez minister kultury Françoise Nyssen, aby Mona Lisa została wysłana n „wielka wycieczka” po francuskich muzeach regionalnych w celu zwalczania „segregacji kulturowej”. Raport twierdzi, że usunięcie portretu Leonarda ze ścian muzeum na zaledwie trzy miesiące kosztowałoby instytucję oszałamiającą kwotę 35 milionów euro. Z tego 2 mln euro stanowiłoby ubezpieczenie obrazu podczas podróży; do 3 mln euro na stworzenie nowej, mobilnej, klimatyzowanej witryny do pracy; i 5 mln euro na pakowanie i transport. Najbardziej odkrywczym ze wszystkich było jednak ujawnienie, że bez Mona Lisy wystawionej przez trzy miesiące Luwr może stracić 13 mln euro na opłatach za wstęp i dalsze 7,5 mln euro na wydatkach w sklepach i restauracjach – około 228 000 euro na rok. dzień – ponieważ dziewięciu na dziesięciu odwiedzających najwyraźniej przychodzi do muzeum, aby obejrzeć portret Leonarda, Luwr poinformował rząd. Nie jest jasne, gdzie poniesie się ostateczne 4,5 mln euro straty; francuska prasa, która donosiła o wycieku danych, nie rzuciła na to światła.
Zakładając, że te liczby nie są przesadzone (muzeum odmówiło omówienia ich), Mona Lisa jest generowanie niezwykłego dochodu dla Luwru przy minimalnej inwestycji. Obraz został lekko wyczyszczony w 1952 roku, ale poza tym nie był odnawiany przez ponad dwa stulecia. Nie jest ubezpieczone, więc muzeum nic nie kosztuje (w większości duże, finansowane przez rząd muzea w Europie nie ubezpieczają swoich zbiorów, „głównie ze względu na koszty”, mówi Adam Prideaux, dyrektor brokera ubezpieczeń dzieł sztuki Hallett Independent, ale również dlatego, że zbiory narodowe są własnością państwa, a państwo generalnie „nie ubezpiecza się od siebie”, wyjaśnia Prideaux.) Mona Lisa nie została wypożyczona od czasu jej tournee po Japonii w 1974 r., więc Luwr nie poniósł żadnych kosztów związanych z taką podróżą. Zamiast tego pozostaje w dużej mierze nienaruszona w swoim ochronnym pudełku, z wyjątkiem rytualnej inspekcji raz w roku w obecności dyrektora muzeum, personelu i naukowców, i jest teraz uważana za zbyt delikatną, aby ją przenieść – jej kruchość jest prawdziwym powodem Luwr nie chce jej pożyczać.
Tworzy także miejsca pracy. Wiele z nich. Według badania muzeów we Francji z 2004 roku, cytowanego przez Xaviera Greffea, każde 10000 odwiedzających Luwr tworzy 8,2 miejsc pracy w lokalnej gospodarce, z czego 1,15 to miejsca pracy w muzeach, a 7,05 w pokrewnej działalności gospodarczej, takiej jak hotelarstwo i restauracja w Cities, Museums and Soft Power autorstwa Gail Dexter Lord i Ngaire Blankenberg. W zeszłym roku Luwr odwiedziło 8,1 miliona osób, najwięcej na świecie. Jeśli 90 procent z nich przyszło zobaczyć Mona Lisę, jak twierdzi Luwr, to zgodnie z formułą Greffea sam obraz jest odpowiedzialny za stworzenie 5978 miejsc pracy w lokalnej gospodarce. Oczywiście może to być nieco dziwaczny wniosek, głównie dlatego, że zakłada się, że dziewięciu na dziesięciu gości, którzy powiedzieli Luwrze, że przyszli zobaczyć Mona Lisę, nie przybyło wyłącznie po to, aby ją zobaczyć. Gdyby została wystawiona w oddzielnym budynku bez innych dzieł sztuki, czy w 2017 roku 7,3 mln odwiedzających (dziewięć dziesiątych wszystkich) odwiedziło ją i pominęło resztę skarbów Luwru? Nie ma sposobu, aby się tego dowiedzieć.
Niemniej jednak jest jasne, że Mona Lisa ma znaczące wpływ na finanse Luwru. Nasuwa się pytanie: czy inne obrazy dawnych mistrzów w zbiorach muzealnych generują znaczące dochody dla swoich instytucji i lokalnej gospodarki? Odpowiedź na to pytanie jest prawie niemożliwa: Luwr to jedyne duże muzeum, które wzięło udział w badaniu tego artykułu, które poprosiło swoich klientów o nazwanie dzieł sztuki, które odwiedzili. Na przykład Rijksmuseum w Amsterdamie nie przeprowadziło żadnych badań dotyczących liczby swoich gości, którzy przybyli specjalnie po to, aby zobaczyć jego najsłynniejszy obraz: Magisterialny portret zbiorowy Rembrandta przedstawiający przemieszczającą się milicję, The Night Watch. Przyznaje, że większość odwiedzających chce „zobaczyć najważniejsze elementy kolekcji, w tym The Night Watch” i że sprzedaż towarów The Night Watch, w tym pocztówek, skarpet, kubków i magnesów, stanowi około 15 procent dochodów sklepu muzealnego . To musi być jeden z powodów, dla których polityka Rijksmuseum „nigdy” nie wypożycza obrazu.
Jasne jest, że nie ma korelacji między kwotą, jaką muzeum jest gotowe wydać na Old Master i ilość, jaką praca generuje jako dochód lub liczbę odwiedzających, którą przyciąga. Galeria Narodowa w Londynie i Szkocka Galeria Narodowa w Edynburgu wspólnie kupiły od księcia Sutherland dziesięć lat temu Dianę i Actaeon oraz Dianę i Callisto, dwóch z najlepszych starych mistrzów w Wielkiej Brytanii, za około 100 milionów funtów. Podobnie jak Rijksmuseum, nie prowadzą również badań nad obrazami, które odwiedzili odwiedzający (Tytianie rotują między dwiema instytucjami). Wiedzą, że pocztówki z Tycjanami wartymi 100 milionów funtów nie figurują na liście 10 najlepiej sprzedających się w żadnej z instytucji, co w pewnym stopniu wskazuje na ich popularność. W Londynie najczęściej sprzedawanymi pocztówkami są Słoneczniki Van Gogha, natomiast w Edynburgu pocztówki z Tycjanami są wyprzedane przez Calluma, reprodukcję obrazu psa z 1895 roku autorstwa angielskiego artysty Johna Emmsa.
Pomimo niewielkiej liczby badań w tej dziedzinie, niektórzy uważają, że siła przyciągania pojedynczych obrazów (nazywana efektem Mona Lisy) może zostać zmarnowana aby zapewnić wzrost liczby odwiedzających muzea, w których znajdują się ich siedziby, przynosząc powiązane korzyści ekonomiczne. Weźmy ostatnią analizę Thierryego Ehrmanna, dyrektora generalnego bazy danych dzieł sztuki Artprice. W swoim badaniu rynku sztuki w 2017 roku stwierdza, że: „Dla przemysłu muzealnego dzieła Da Vinci, Modiglianiego czy Van Gogha gwarantują globalny wpływ kulturowy i wykładniczy wzrost liczby odwiedzających.„Szczególnie nowe muzea na Bliskim Wschodzie iw Chinach są spragnione takich dzieł” – mówi. „Popyt na dzieła o jakości muzealnej był jednym z czynników napędzających spektakularny wzrost rynku sztuki”.
Argument ten zakłada, że można tworzyć „dzieła pielgrzymkowe”, takie jak Mona Lisa. I to jest wysoce wątpliwe założenie. „Jest tak wiele sił, które muszą się zjednoczyć, aby nadać dziełom sztuki ten magiczny urok; nie tylko nie w pełni rozumiemy te siły, ale mamy niewielką siłę, aby na nie wpływać” – mówi Gail Dexter Lord. Nawet wielomilionowy Christie kampania marketingowa mająca na celu przekonanie świata, że Salvator Mundi Leonarda jest arcydziełem lub nieustanne, globalne relacje ze sprzedaży obrazu za 450 milionów dolarów w listopadzie 2017 r. z konieczności przekształciły obraz w dzieło, które trzeba zobaczyć. Nie wiemy jeszcze, ilu odwiedzających przyjedzie, aby zobaczyć go w swoim nowym domu, Luwrze w Abu Zabi (w momencie oddania do druku muzeum odłożyło na czas nieokreślony zapowiedziane wcześniej plany wystawienia dzieła we wrześniu).
Urok Salvator Mundi „nie ma nic wspólnego ze sztuką, a wszystko z pieniędzmi” mówi George Goldner, który przeszedł na emeryturę jako przewodniczący wydziału rysunków i grafik w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku w 2015 roku, a wcześniej był kuratorem obrazów i rysunków w Getty Museum w Los Angeles. „Gdybyś miał wydać 450 milionów dolarów na rzadki samochód lub diament i wystawił go na wystawę, wiele osób przyszłoby go zobaczyć. Gdyby Salvator Mundi sprzedał się za 20 milionów dolarów, nikt by nie poszedł. Każdy obraz, który zostanie sprzedany za 450 milionów dolarów, na chwilę przyciągnie tłumy. Wtedy nagle ludzie przestaną się tym przejmować ”- mówi Goldner.
Nawet siła przyciągania imienia Leonardo da Vinci ma swoje granice. Rozważ pięć jego obrazów w Luwrze, które nie są Mona Lisą, w tym Dziewica ze skał i Dziewica z Dzieciątkiem ze Świętą Anną, którymi odwiedzający mogą cieszyć się we względnym spokoju. Weźmy pod uwagę jego Portret Ginevry de ’Benci, córki bogatego florenckiego bankiera, który jest wystawiony w National Gallery of Art w Waszyngtonie i jest jedynym obrazem tego artysty w Stanach Zjednoczonych. „Tydzień po sprzedaży Salvator Mundi przypadkiem byłem w Galerii Narodowej i wszedłem do pokoju z Ginevra de Benci, który jest znacznie lepszym obrazem w znacznie lepszym stanie niż Salvator Mundi” – mówi Goldner. „Nie było tam ani jednej osoby”.
Mona Lisa jest zatem anomalia, portret, którego dziwna moc jest prawie wyjątkowa i niemożliwa do odtworzenia. I wbrew temu, co uważa Ehrmann, większość muzeów nie myśli o liczbie odwiedzających, które przyciągną obrazy Starego Mistrza, zanim je kupią, ani o tym, jaki dochód przyniesie te przejęcia. Oni też nie powinni. „Nigdy nie pracowałem w muzeum, w którym dyskutowano o potencjalnym dochodzie z przejęcia” – mówi Goldner. „Są ku temu dobre powody… Prawdopodobnie żadne przejęcie nie zmieni liczby odwiedzających na muzeum. Oczywiście, gdybyś mógł kupić Mona Lisę lub Dawida Michała Anioła, miałbyś natychmiastowy i konsekwentny wzrost frekwencji. Ale na świecie jest tylko około 20 takich dzieł sztuki. W każdym razie jest to zły cel: muzea nie powinny zachowywać się jak korporacje; są to instytucje non-profit z jasną misją ”.
U podstaw tej misji jest ochrona i powiększanie ich zbiorów, prowadzenie badań i rozpowszechnianie wiedzy. Weźmy Metropolitan Museum w Nowym Jorku. W 2004 roku ówczesny reżyser Philippe de Montebello wydał 50 milionów dolarów na obraz Duccia. Pozłacany drewniany panel pochodzący z lat 1290-1300 jest malutki. W rzeczywistości obraz kosztował prawie 1,45 miliona dolarów więcej za centymetr kwadratowy niż Salvator Mundi, co czyni go (a nie 450-milionowym Leonardo) najdroższym obrazem, jaki kiedykolwiek sprzedano, przynajmniej na centymetr kwadratowy. W momencie przejęcia De Montebello opisał to jako „najważniejszy zakup w ciągu moich 28 lat jako dyrektor”.
Dziś obraz prawie nie zasługuje na drugie spojrzenie większości odwiedzających. „Duccio jest prawie ignorowane” – mówi Paul Jeromack, handlarz dzieł sztuki, współpracownik The Art Newspaper i częsty gość w Met. „Obrazy Trecento są niesamowicie wyrafinowane i bardzo niewielu je docenia. I to ich wdzięczność, że Met jest jedną z niewielu instytucji, która je kupuje”. Keith Christiansen, John Pope-Hennessy, przewodniczący European Paintings w muzeum, uważa, że „misją Met jest pozyskiwanie” dzieł, które mają kluczowe znaczenie dla opowiadania historii we wszystkich czasach i kulturach, a nie z myślą o popularności lub wartości pieniężnej.W przypadku Duccia, jednego z uznanych twórców malarstwa europejskiego, Madonna z Dzieciątkiem nabyta przez Muzeum była ostatnim znanym dziełem artysty w rękach prywatnych ”.
A więc to właśnie powód, dla którego muzea istnienie stoi w sprzeczności z chęcią zdobycia „pielgrzymek”, które przyciągną ogromną liczbę odwiedzających i ich gotówki. Można powiedzieć, że nawet Mona Lisa, przędzarka pieniędzy, którą jest, odwraca uwagę od głównego celu Luwru. Francuski minister kultury Jean-Jacques Aillagon ostrzegł na początku tego roku, że Luwr jest „ofiarą Mona Lisy” i że „absurdem” jest, aby ministrowie kultury „zachęcali do tego rodzaju konsumpcji kultury”, starając się wysłać portret Leonarda dalej wycieczka. Jest to ostrzeżenie, które prawdopodobnie nie odwróci uwagi milionów turystów, którzy będą ją odwiedzać rok po roku, o ile będzie dzierżyła swoją tajemniczą moc.